Dzisiaj mam dla Was listę pięciu rzeczy, których nie wiecie o Danii!
1. Na golasa!
Jeśli wybierzecie się w Danii na basen lub na siłownię to na pewno poczujecie się dziwnie w szatni. Coś będzie nie tak. Wszyscy będą się na was patrzeć. Wiecie dlaczego? Bo będziecie jedyną osobą która będzie próbowała się przebrać z udziałem ręcznika tak aby nikt nie zobaczył waszego ciała. Będziecie jedyną osobą, która przyjdzie na basen już z założonym strojem kąpielowym i w tym stroju weźmie prysznic. Wszyscy dookoła będą nago. Stary czy młody, bez znaczenia. Duńczycy rozbierają się do golasa, idą pod prysznic NAGO, idą do sauny NAGO. Pewnie gdyby mogli, to do basenu też by na golasa wskoczyli.
W Polsce szatnie na basenie to trudny teren. Trzeba wiedzieć jak dobrze rozegrać taktycznie to całe przedsięwzięcie (oczywiście przebieranie po pływaniu, bo przecież większość zakłada na siebie strój kąpielowy już w domu!). Najłatwiej uciec do zamykanej przebieralni, gdzie w spokoju można się ubrać. Ale co jeśli wszystkie przebieralnie zajęte? Trzeba się owijać ręcznikiem, kombinować, zakładać majtki, stanik. Potem to już idzie z górki, bo pokazanie się w samej bieliźnie jest przecież totalnie okej, chodzi tylko o te sutki i trójkąt między nogami, to jest tak strasznie gorszące!
Życie jest o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze gdy akceptuje się swoje ciało, a Duńczycy opanowali to do perfekcji. Wszyscy mamy pod ubraniami to samo (no, może w trochę różnych wersjach), nie więc sensu się przed sobą chować. Nagość to nie jest w Danii temat tabu. To nie jest, tak jak w Polsce, coś gorszącego.
Możecie się domyślić jak wyglądała moja pierwsza wizyta na basenie. Druga była o wiele lepsza. Postanowiłam całkowicie się dostosować do duńskiego stylu. Te kilka metrów z szatni pod prysznic wydawało się trwać wiecznie, nie było to łatwe, ale niezwykle… wyzwalające. To coś wspaniałego, być nago wśród innych kobiet i nie bać się oceniania czy krzywych spojrzeń. Wątpię czy kiedykolwiek uda nam się dojść do takiego etapu w Polsce, ale bardzo bym chciała. Nam wszystkim by to wyszło na dobre.
2. Stypendium dla wszystkich!
Jeśli przyjedziecie do Danii na studia, to prędzej czy później usłyszycie tajemniczy skrót SU. SU to, SU tamto…
SU oznacza Statens Uddannelsesstøtte, to taki państwowy system dofinansowania edukacji (w bardzo wolnym tłumaczeniu :)). Założenie jest proste: każda osoba, która studiuje dostaje stypendium. Nie liczą się oceny, średnia, czerwony pasek – każdy dostaje tyle samo. Osoby, które nadal mieszkają z rodzicami dostają mniej, 2954 korony brutto (około 1700 złotych), a osoby mieszkające same otrzymują co miesiąc 5941 koron brutto (około 3470 złotych). Fajnie, co nie? Aha, edukacja jest oczywiście darmowa, od podstawówki do uniwersytetu. Dostępne są również studenckie pożyczki, na preferencyjnych warunkach. Studenci często dodatkowo pracują, ale nie jest to taka praca studencka jak w Polsce (czyli student dzienny pracujący na pełny etat i nie chodzący na zajęcia), tylko najczęściej w wymiarze 10 godzin tygodniowo.
Każdy dostaje tyle samo. Bo w Danii, z założenia, każdy jest równy. Nie trzeba walczyć o najlepsze oceny, żeby tylko dostać stypendium rektora. Nie chodzi o nagradzanie najlepszych, tylko danie każdemu równej szansy.
Wszystko fajnie, ale nie myślcie sobie, że przyjedziecie na studia do Danii i wpadać wam będzie co miesiąc na konto wypłata, oj nie! Zagraniczni studenci mogą także otrzymać SU, ale pod warunkiem, że będą pracować między 10 a 15 godzin tygodniowo. Pamiętajcie, że studia w Danii może i są darmowe, ale cała reszta kosztuje.
Last edited by toshii at 6/27/2016 5:44:43 AM